Był pewien chłopiec, który strasznie szybko dorósł. Tak mu się akurat trafiło – matka pijaczka, trzech młodszych braci i tatuś hen hen. Przegapił dzieciństwo i wylądował w zbyt dorosłym świecie. Nim się ocknął, powtórzył swój los.

Żona duchowością upojona, całe mnóstwo dzieci a on, nieboraczek w korporacji robaczek.

Wstawał wcześnie, zasypiał jeszcze później i jedyne, co było w nim żywe, to nerwy. Powiedziałabym, że były nawet zbyt żywe, drażliwe i w stałej drżączce.

O wszystko dbał i wszystko na siebie brał.

Aż pewnego dnia się rozsypał jak popiół spod kominka.

Coś w nim pękło i nie chciało już żyć jak dotąd.

Nie miał sił na nic.

Nie poszedł do pracy.

Nie zrobił piętnastu kanapek i pięciu kaw jak co rano.

Nie odpowiedział na sześćdziesiąt maili.

Ba, nawet nie zapakował zmywarki i nie posprzątał rozlanej farby po artystycznych marzeniach swojej żony.

Po prostu się poddał.

Leżał, patrząc w sufit na plamę, którą powinien był pomalować już dwa lata wcześniej.

Trochę płakał. Nie, nie trochę – bardzo.

Odechciało mu się dorosłości na dobre.

Jego ciało zrobiło się miękkie i dobre. Głęboko oddychało i płakało.

Ooo, jakie to było dobre. Nawet się uśmiechnął.

Wstał i spojrzał na domowy bajzel i po raz pierwszy od dawna NIE poczuł ochoty, żeby ogarniać tysiąc spraw swojej rodziny.

Spojrzał na dumającą o Bogu żonę i zaśmiał się głośno.

„Mój Boże! Wyślę Ci wiadomość. Na pewno będziesz miał ubaw! Dostaniesz list od ostatniej sieroty. Ode mnie.

Wziął stos kartek papieru i wylewał na nie złość i żal do życia, do Boga, do matki, do ojca, do żony, do dzieci, do pracy…aż została mu na koniec ostatniusieńka kartka. Biała, czysta i pełna nadziei. Narysował na niej małego chłopca, tego, którym nigdy dotąd nie był.

Zrobił z niej mały samolocik, pocałował go i z wypuścił go z rąk prosto do nieba.

„A teraz Twoja kolej” – szepnął.

I zrobił tego dnia wszystko, czego nie zrobił nigdy dotąd.

Poszedł na ryby.

Obejrzał wszystkie odcinki Bolka i Lolka.

Pomantrował z żoną, śmiejąc się wniebogłosy.

Nie odrobił z dziećmi lekcji.

I nie ugotował obiadu.

A co na to świat?

Zajął się sobą sam i poukładał na nowo.

Żona powstała z poduszki medytacyjnej i ugotowała zupę.

Dzieci odrobiły lekcje. Byle jak , ale samodzielnie.

A bałaganem zajęła się pani Stasia.

A wieczorem mężczyzna stanął przed księżycem w pełni i płakał dla chłopca, którego wreszcie odnalazł.

***********************************

Wiem, że w tym świecie więcej chłopców niż mężczyzn, wiem. Ale czuję całym sercem, że równie dużo jest mężczyzn, którzy zapomnieli o tym, jak to jest być chłopcem, który kocha całym sercem. Znam ich dobrze – Ty tez dobrze ich znasz.

Pedanci.

Furiaci.

Obrażalscy.

Groźni.

Wiecznie zapracowani.

To dla nich ta opowieść i dla Ciebie Kobieto kochana.

Spójrz dzisiaj na swojego faceta takimi właśnie oczami.

W każdym z nas mieszka dziecko.

Czasami bardzo pogubione.

Kochajmy je w nas na co dzień.

Scroll to Top