Anes - niewidzialne dziecko
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w pewnej rodzinie przyszła na świat dziewczynka. Nikt się jej nie spodziewał, nikt nie wyczekiwał, bowiem ani tata ani mama nie wiedzieli, jak się obchodzić z dziewczynkami. Oboje umieli przysposobić dziecko do pracy w polu i na gospodarstwie, do dużego wysiłku i skromnego życia. Nie wiedzieli nic o tym, jak sprawić, by w dziecku rozkwitało piękno i światło. Na imię dali jej Anes, czyli ta, której nie widać. A ponieważ imiona są słowami mającymi magiczną moc, tak stało się z małą dziewczynką. Po prostu nikt jej nie zauważał. Mała Anes uśmiechała się, chcąc zaskarbić sobie uśmiech rodziców. Pracowała w domu jak dorosła kobieta, a nawet wychowywała swych młodszych braci, ale nikt nie był jej za to wdzięczny i nikt nie patrzył na nią jak na kogoś wyjątkowego, ponieważ była niemalże niewidzialna.
Z upływem lat Anes stawała się coraz bardziej niewidoczna. Zlewała się z kolorem szarej podłogi a nawet pary wodnej, która unosiła się nad wielkim kociołkiem do prania bielizny. Rzadko kiedy rodzina wymawiała jej imię. W szkole była najlepszą uczennicą, a mimo to nikt o niej nie pamiętał, gdy kończyła kolejne lata nauki.
Jedyne chwile, gdy była naprawdę sobą i uśmiechała się do swojego losu, były samotnymi godzinami przy stole kuchennym. Z pochyloną nad stołem głową wycinała pracowicie postacie królewien i baletnic. Kolorowała je zwykłymi kredkami, dając kolory, których w jej życiu było brak.
Tak… mała Anes być może była niewidoczna, wyblakła i niezauważana, ale miała swój świat, w którym była tym, o czym marzą małe dziewczynki – tancerką, baletnicą, księżniczką – oklaskiwaną i podziwianą przez wszystkich.
I tylko dzięki temu ukrytemu skarbowi przetrwała lata dzieciństwa. Przyszedł czas, gdy dziewczynka musiała pójść w świat. Uczyła się pilnie i pracowała, tak jak nauczono ją w domu. Jednak imię Anes jak cień kładło się na jej życiu. Nie miała przyjaciółki ani wielkiej miłości. Osoby, które spotykała na swojej drodze, pojawiały się i po pewnym czasie odchodziły.
Lecz pewnego dnia spotkała chłopca, który tak jak ona był prawie niewidoczny. Dostrzegła go, gdy pewnego wieczoru piła herbatę w jednej z kawiarenek. Miał na sobie nijaki bury płaszcz i włosy, które niemalże zakrywały jego twarz. Trudno było powiedzieć, jakiego koloru były jego oczy, ale było coś, co przyciągnęło Anes do tego człowieka. Był on jedyną osobą, która uśmiechnęła się do dziewczyny bez powodu. A stało się tak dlatego, że podobni do siebie ludzie zawsze widzą w sobie nawzajem coś znajomego, oswojonego, czego nie muszą się bać, nawet jeśli jest to niewidzialność.
I stało się tak, że pokochali się miłością młodzieńczą i postanowili, że powołają na świat dziecko, które będzie owocem ich miłości. Po wielu miesiącach przyszła na świat Córeczka, która nieustannie wpatrywała się w oczy swoich rodziców. Był to bowiem jedyny wyraźny ślad ich obecności. Anes i ojciec Córeczki uśmiechali się do niej i bawili tak jak umieli, jednak ich przeroczystość była już tak wielka, że trudno im było istnieć naprawdę. A Córeczka poprzez płacz, krzyki i tupanie sprawdzała, czy nadal są obecni. Na nic się to zdało. Co gorsze, Anes i ojciec Córeczki przestali również zauważać samych siebie, bowiem byli zbyt pochłonięci trudami wychowania , zmęczeniem i ranami z dawnych lat.
Anes przestała nawet myśleć o swoich marzeniach, o tym, jak bardzo chce być baletnicą i błyszczącą wszystkimi barwami tęczy królową.
I trwałoby to wszystko zapewne do skończenia świata, gdyby pewnego dnia Anes nie spotkało coś bardzo niezwykłego. Otóż zdarzyło się tak, że w szkole Córeczki organizowany był dzień Rodziny i dzieci przynosiły zdjęcia rodziców z młodości. Anes w poszukiwaniu zdjęcia, otworzyła starą pożółkłą teczkę, w której trzymała pamiątki z dzieciństwa. Od wyjścia z domu rodzinnego nie wyjmowała jej, płakała bowiem, przypominając sobie czasy, gdy była dziewczynką.
Z teczki wypadła laurka, którą Anes podarowała mamie z okazji Dnia Matki. Było to czarno-białe zdjęcie dziewczynki z dorysowanymi do boków skrzydłami. Skrzydła wyklejone były malutkimi kolorowymi piórkami. W ręce mała Anes trzymała różdżkę a na nogach widniały pantofelki obsypane złotym brokatem.
Pod wizerunkiem Anes w postaci aniołka widniały słowa wypisane niezgrabnym dziecięcym pismem:
Jestem Twoją córeczką.
Nie było tam wyznań Kocham Cię, Jestes Moją Najdroższą Mamusią. Nic z tych rzeczy. Na laurce zapisane zostało to, czym żyło serce małej dziewczynki.
Anes delikatnie dotknęła piórek na skrzydłach aniołka i poczuła, że z jej oczu wypływają łzy. Płynęła niezgoda, żal i smutek. A im dłużej płakała, tym silniej w jej żyłach pulsowała krew. Na twarzy Anes pojawiły się rumieńce, a policzek nieoczekiwanie przytuliła do laurki. Tak mocno, jakby od siły tego przytulenia zależało, czy rodzice ją kiedykolwiek pokochają.
Ale stało się cos zupełnie niespodziewanego. Piórka pokryte prawdopodobnie tanią farbką, zaczęły barwić twarz Anes. Na policzkach, dłoniach i kolanach Anes pojawiły się kolory. Płacząc zaczęła się śmiać i jak dziecko bawiące się bez skrępowania, rozmazywała kolory po całym swoim ciele. Zrzuciła z siebie ubrania i palcem pokrytym łzami i farbami pieczętowała własne ciało.
Z laurką w dłoni podeszła do lustra i zaczęła się sobie przyglądać.
Od lat nie patrzyła tak na siebie. W spojrzeniu były zachwyt i zaskoczenie. Dotykała całego swojego ciała i w pewnej chwili mocno się objęła i objęła dłońmi wystające łopatki. Wtuliła się w mocno we własne objęcia i zapłakała jeszcze raz. Poczuła miłość do małej Anes, której nikt nie otworzył serca. Ciepło rozpływające się w jej ciele pulsowało i zapraszało do tańca. Ramiona podniesione w górę i kołyszące się biodra uwalniały ją z niechcianej historii. Nikt już nie mógł zabronić jej być tancerką. Nikt nie mógł jej zabronić bycia Księżniczką. Anes zrozumiała, że jest jednocześnie Swoja Matką Sobą i Córką. Wirując w dzikim tańcu odzyskiwała każdą część ciała – głowę, włosy, ramiona, piersi, brzuch, miednicę i piękne długie nogi. Trwało to chwilę, a może całe popołudnie… trudno powiedzieć. W pewnej chwili Anes poczuła, że nie jest sama. W drzwiach pokoju stała Córeczka. Jej oczy były jak dwa spodki a buzia otwarta najszerzej jak można było.
Anes tańczyła.
Córeczka patrzyła się i patrzyła, aż nagle jak małe dzikie zwierzątko podbiegła do mamy. Dotykała jej wirującego ciała i wydawała głośne okrzyki. Cały pokój wypełnił się muzyką ich serc, uwolnieniem, zachwytem i miłością. Zatrzymały się obie i wtuliły w siebie z całej siły.
Córeczka spojrzała na Anes i wyszeptała:
– Chcę być taka jak ty.
Anes przytuliła ją najmocniej jak potrafiła. Rozmyte farby, łzy i pot wymieszały się na ich ciałach. Nie miało już znaczenia co do kogo należy, ponieważ stały się jednym.
Od tego czasu życie Anes wywróciło się do góry nogami. Nie tylko wygląd, ale i sposób, w jaki mówiła i chodziła. Była tak piękna i pełna miłości, że jej pojawienie się gdziekolwiek było niecodziennym wydarzeniem. Ludzie rozstępowali się, gdy wchodziła do pomieszczenia, bowiem blask, który od niej bił, potrzebował wielkich przestrzeni, by rozbłysnąć pełnią. Mężczyźni widzący ją na ulicy otwierali oczy i buzie z zachwytu.
Ojciec Córeczki musiał odejść z ich wspólnego domu, gdyż nie był w stanie przebywać w nieustającym świetle królewskiej Anes.
I nikt już tak nie nazywał naszej dziewczynki, bowiem jej prawdziwe imię brzmiało Agnes, czyli ta, która włada światłem.
Córeczka zaś opromieniona światłem swojej matki, nie musiała płakać, , krzyczeć ani tupać. Nauczyła się od niej jak chodzić i patrzeć ludziom w oczy.
Jeśli kiedyś spotkacie Agnes, przymrużcie oczy. Być może w blasku słońca ujrzycie skrzydła, które wyrosły z jej wystających łopatek. Porusza nimi nieustająco, a wielobarwny pył, który z nich opada, być może opadnie też na was i da wam część jej mocy, która jest niewyczerpywalna. Pamiętajcie jednak, że jeśli was to spotka, wasze życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.